Dwudniową wycieczkę w Pieniny rozpoczęliśmy o godzinie siódmej rano pożegnaniem z rodzicami pod naszą szkołą. Droga upływała nam szybko i już po trzygodzinnym oglądaniu przesuwającej się za oknami autobusu panoramy Beskidu Niskiego i Sądeckiego, wysiadaliśmy w Starym Sączu przy ołtarzu papieskim. Zwiedziliśmy tam muzeum poświęcone Janowi Pawłowi II – wśród zbiorów nasze zainteresowanie najbardziej wzbudził należący do niego sprzęt turystyczny. W czasie wycieczki, gdzie tylko mogliśmy, łykaliśmy wodę z cudownych źródełek – ale bez widocznych rezultatów...
Po dotarciu do Szczawnicy naszą pieszą wędrówkę zaczęliśmy od wspinaczki w Wąwozie Homole, gdzie wykonaliśmy sobie zdjęcia grupowe i zobaczyliśmy stanowisko występowania rzadkiego motyla o nazwie Niepylak Apollo – niestety, żaden motyl się nie pojawił i w jego istnienie musieliśmy uwierzyć na słowo...
W Szczawnicy wjechaliśmy na szczyt Palenicy, gdzie czekała nas atrakcja w postaci zjeżdżalni rynnowej.
Nasze kwatery mieściły się w Czorsztynie. Byliśmy rozlokowani w kilku położonych obok siebie domkach wraz z drugą bliźniaczą wycieczką z naszej szkoły, którą co rusz spotykaliśmy na trasie. Razem z nią też następnego dnia zwiedzaliśmy zamek Czorsztyn, wspólnie płynęliśmy przez jezioro i słuchaliśmy legend w komnatach i lochach nidzickiego zamku. Nawet pamiątki kupowaliśmy podobne...
Po wydaniu resztek zaskórniaków na wspomniane pamiątki jeszcze tylko rzut oka na zaporę wodną i powrót gondolami przez jezioro do autokaru. Po kilkunastu kilometrach czekała nas kolejna atrakcja, której zasmakowaliśmy uprzednio – zjazd na wózkach na górze Wdżar – 900 metrową trasę pełną zakrętów niektórzy z nas pokonali trzykrotnie. W drodze powrotnej zatrzymywaliśmy się już tylko w celach gastronomicznych – na pyszny obiadek i oczywiście zachwalane tradycyjne lody „na wagę” w Krościenku...
Tekst i zdjęcia: Dariusz S.